piątek, 25 marca 2011

Byle do niedzieli... pt I

- Była? – zapytał zaciągając się papierosem. Dym tytoniowy wprowadzał delikatny półmrok, tak, że Cecylia nie mogła dostrzec grymasu zwątpienia wypisanego na jego twarzy.
- Nie – odparła. - Mogę się napić z Tobą?
- Oczywiście, zawsze – odparł uradowany, że nie będzie pił kolejny dzień sam. Przywołał barmana i poprosił o dwa kieliszki czystej. Ten wyciągnął literatki z Krosna i rozlał równo z brzegiem.
- Za co wypijemy? – zapytała.
- A czy zawsze musimy za coś pić? Nie może być tak raz, że wypijemy tak po prostu, za nic?
- Wolałabym wypić za coś. Jak będę piła ot tak, to znaczy, że zaczynam mieć problemy, jak Ty.
- Ja nie mam problemów. Więc może wypijmy za niedzielę?
- Dlaczego za niedzielę? Co będzie w niedzielę?
- W niedzielę będzie lepiej. Musi być lepiej. Daję jej jeszcze trzy dni.
- A jak nie przyjdzie?
- To nic. Byle wytrzymać do niedzieli. Wiesz, człowiek musi sobie stawiać takie małe cele do których dąży. Inaczej popadnie w marazm albo zwariuje. Tak jest łatwiej. W niedzielę pewnie dam jej czas do czwartku. Ale teraz najważniejsze to wytrzymać do niedzieli i nie zrobić nic głupiego – zawiesił na chwilę głos, żeby przetrawić to, co właśnie powiedział. – To jak? Wypijemy za tą niedzielę?
- Jeśli Ci to pomoże… - wzięła literatkę do reki i przechyliła wypijając całość jednym haustem. Poczuła jak alkohol delikatnie rozgrzewa najpierw jej żołądek, później cały brzuch, żeby na koniec pojawić się pod postacią delikatnego rumieńca na brzoskwiniowych policzkach. Poczuła ulgę. Cały dzień coś ją dręczyło. Normalnie nie pije, ale dzisiaj miała ochotę delikatnie sobie pofolgować.
- To co? Jeszcze jedna kolejka? – zapytała. Jej oczy stały się weselsze.
Ale Antek tego nie zauważył. Przyglądał się swojemu odbiciu w plamie rozlanej wódki na barze. Zauważył jak wciągu kilku ostatnich tygodni jego twarz się zmieniła, poszarzała. Tygodniowy zarost i kilka szarych nitek we włosach stały się wypadkową codziennego przesiadywania w barze, ciągłego picia wódki i odpalania papierosa za papierosem. Jeszcze na zdjęciach maturalnych widać jego delikatną urodę, błękitne oczy, blond włosy przystrzyżone na jeżyka, gładko ogolony. Miał w sobie coś z dziewczęcej urody, może to te usta o kolorze dojrzałej maliny. Zawsze zadbany. Teraz, dwa lata później, wygląda jakby całe życie przepracował jako zwrotniczy. Brud za paznokciami, spod zarostu prześwitują bruzdy na twarzy, włosy zmierzwione, czasami grzywka przysłania mu oczy, które nabrały szklistego odcienia szarości.
- Jeszcze jeden kieliszek nie zaszkodzi – spojrzał jednoznacznie na barmana, który bez zastanowienia wyrównał poziom w pustym szkle.
- To co? Teraz wypijemy za miłość? – zapytała rozweselona.
- Za miłość… – aż go wzdrygnęło na samą myśl. - Za miłość się nie pije moja droga – język mu trochę zwiotczał, ale nie był jeszcze pijany. – Za miłość można umrzeć. Wy, kobiety, nie potrzebujecie alkoholików, wy potrzebujecie bohaterów. Ale teraz ciężko zostać bohaterem. Nie ma o co walczyć, nie ma za co się poświęcać.
- Dlatego tyle pijesz? Bo nie masz o co walczyć? Bzdury wygadujesz, ale każde usprawiedliwienie dla was jest dobre… - poczuła, że musi zmienić temat, bo zaraz zacznie się nad sobą użalać i żadna ilość alkoholu nie pomoże. – Więc wypijmy za tą niedzielę, jeszcze raz.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że nigdy nie będziesz piła za miłość.
- Obiecuję, a teraz nie marudź i pij bo stygnie.
Delikatnie się skrzywiła. Nie ma takiej wprawy jak Antek, który czasami już nie odróżnia czy pije wodę czy wódkę. Barman pojawił się z nikąd i bez słowa napełnił szkło na nowo. Cecylia nie oponowała, chociaż myślała, że na dwóch się skończy. Jemu było wszystko jedno.
- I tak się dzisiaj nie upiję – wycedził przez zęby odpalając kolejnego papierosa.
W tle leciała Edith Piaf na życzenie któregoś ze starszych klientów. Ktoś przy stoliku w kącie zaczął nucić piosenkę ewidentnie nie znając słów ani melodii.
CDN... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz