niedziela, 10 lipca 2011

Nieprzystosowani...

Nieprzystosowani…
         Usiadłem w parku, pod drzewem. Odpalając kolejnego papierosa poczułem, jak słony smak łez zostaje zduszony tytoniowym dymem. Cały dzień w mieście panował zaduch. Park przecinała rzeczka do kolan, nie głębiej. Dzięki niej powietrze było troszkę lżejsze. Ciśnienie rozsadzało mi mózg. Nie tylko ze względu na temperaturę i te wszystkie paskale wiszące w powietrzu, ale też ze względu na myśli, które nie wiedzieć czemu, chciały poruszać się w poprzek zwojów, na przekór wszelkiej logice. Życie, według racjonalnych praw, jakimi jesteśmy obarczeni przez społeczeństwo, dawno straciło dla mnie na wartości. Ludzie, niby naturalnie, szukają oparcia w stałości. Kiedy świat nie jest stały! Rzeczywistość pędzi na oślep, co chwilę regulowana, niczym rzeka, przez kolejne prawa i obowiązki. Jedynym naszym obowiązkiem zdaje się być życie. Obowiązek niezbywalny, z którym niektórzy walczą na różne sposoby, popadając w najróżniejsze nałogi, niejednokrotnie nie zauważając ich. Alkoholizm, uzależnienie od papierosów, kawy czy też seksu, są akurat najmniej groźne, ale dobrze spełniają rolę strachów na wróble. Największym zagrożeniem wydaje się być uzależnienie od drugiej osoby, albo od kilku osób, albo nawet od roszczeniowego społeczeństwa.
         Otworzyłem butelkę wina, aby chociaż na chwilę zniwelować smak goryczy wypełniający usta. Z czasem, karmazynowym płynem, usunę gorycz zalegająca w sercu, albo gdzieś tam obok szyszynki. Może nawet uda mi się zapomnieć, o tym wstrętnym obowiązku życia, którego kiedyś byłem największym adoratorem. Może śmierć nie jest taka zła. Może wrócę kiedyś, jako ten królik-kopulator, który właśnie obok mnie beztrosko kica za samicami rozrzuconymi po całym parku. A może wrócę, jako nietoperz, i będę w stanie wykorzystać jakoś te wszystkie bezsenne noce spędzone nad książkami zakrapianymi procentami. Albo po prostu nie wrócę, i też nic się nie stanie. Bo kim ja, kurwa, jestem? Odpadem ewolucji. Nieprzystosowanym do życia w konsumpcyjnym społeczeństwie, które swego czasu utrzymywało mnie z renty po ojcu, albo ze stypendium, niby naukowego, które nawet nie wystarczało na kilka książek miesięcznie. Darwin dawno przewróciłby się w grobie, gdyby widział takie stworzenie jak ja, i wielu mi podobnych, chodzących swobodnie po ulicach. Ale niech śpi spokojnie, według jego teorii nie przedłużymy gatunku i kiedyś znikniemy z horyzontu racjonalnego społeczeństwa. Zawód? Chyba tylko miłosny, a tak poza tym zbieracz ciężkich wspomnień, których nie sprzeda się na żadnym złomowisku. Jedynym płatnikiem staje się wątroba. Zapisuje wszystkie problemy w kajeciku, aby przedwcześnie przejść na emeryturę. Nawet jak dostaniesz coś na kreskę, to z czasem ona się upomni o swoje. Chyba, że na chwilę przyśnie i już się nie obudzi. Tak też się zdarza.
         Gdzieś za miastem zaczęło się błyskać. Skondensowane powietrze, z chirurgiczną precyzją, przeciął piorun. Króliki gdzieś zniknęły. Do parku wkroczył z dużą prędkością zimny wiatr w towarzystwie lekkiej mżawki. Ludzie, kręcący się tu i ówdzie, zaczęli uciekać do domów – tak im rozum nakazuje. A mi było wygodnie pod drzewem, więc postanowiłem zostać jeszcze chwilę. Bo co? Że deszcz? Że nie można siedzieć dalej w parku, bo się zmoknie? No tak, nie jesteśmy już dziećmi. Bo jakbyśmy byli, to dalej byśmy siedzieli i nie martwili się o mokre ubrania. A deszcz niesie ze sobą spokój. Daje chwilę orzeźwienia. Burza i strach przed piorunami są naturalne, ale racjonalny świat i z tym sobie poradził. Usadził ludzi w domach z drutem obronnym, ciągnącym się od dachu po piwnice. Aby tylko człowiek się nie bał, bo strach jest oznaką słabości. A kto w dzisiejszym świecie może pozwolić sobie na słabość? Strach jest oznaką słabości, łzy są oznaką słabości. Dlatego tłamsimy to w środku, strosząc nasze emocjonalne piórka, niczym koguty gotowe do walki, aby tylko nic z tego, co naturalnie w nas prawdziwe nie wyszło na zewnątrz. Bo jakby to wyglądało wśród innych samców? Wyszlibyśmy na cioty, które nawet nie są w stanie strzelić sobie w łeb, a powinny. Bo świat nie potrzebuje nieprzystosowanych…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz