czwartek, 2 stycznia 2014

Uboga zima

Nie śpię od dwóch tygodni. Dwie godziny snu. Godzina patrzenia w ścianę. Godzina snu - dwie czytania, leżenia, myślenia. Czasami całą noc patrzę w sufit i nic więcej nie robię. Nie palę już prawie dwa miesiące. Nie chcę palić - mam ochotę zapalić. Nie jak piję alkohol czy kawę. Nie kiedy się stresuję. Miałem dobry powód żeby rzucić - z tego powodu teraz chcę palić. Jak pies z podkulonym ogonem uciekam co tydzień gdzieś w góry. Raz wyżej, raz niżej. Trochę na zachód, bardziej na południe. Jakby tam było mniej smutku, żalu czy lęku. Apatyczna kosodrzewina pod Diablakiem, gałęzie melancholijnie drapiace dach na Podmo, nawet wiatr nucił smętną kołysankę wciskając tęsknotę między deski tuż pod moją głową. Gwiazdy też jakieś samotne - księżyc dzisiaj nie przyszedł. 
Zima uboga w śnieg, jakby i ją dopadła depresja. Zima bogata w wyjazdy, w poszukiwanie pozamiejskiego smutku. Biedna dusza wygląda tak samo w tramwaju, pod Kozim czy w cerkwi. Rozpacz zawsze przychodzi za późno i nie z tej strony co trzeba. Pięć dni patrzenia w ścianę, dwa bezcelowego szwędania się między drzewami i zaspami, szczytami i dolinami. Czasami żaluje, że zdjęcia nie kradną duszy, chociaż kawałka. Mój smutek jest dobrym kompanem, prawie jak butelka wina. 
Pakuję mandżur tęsknoty i wyruszam jutro na wschód do krainy wilka, gdzie jest jedna droga, która w zasadzie nigdzie nie prowadzi. Wam zostawiam inne smutki. Posłuchajcie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz