piątek, 2 marca 2012

Szafa i bibeloty

Wieczorne wędrówki w głąb siebie i poranne spacery poza siebie. Z czasem przekonuję się, że nie wolno mieć żadnych planów, żadnych oczekiwań – względem innych. Względem siebie – jak najwięcej! Ciągła praca nad swoimi ułomnościami, nałogami, jako jedyny sposób na przeżycie tego koszmaru. Nie istnieje coś takiego jak Pascalowe noce. Z dnia na dzień utwierdzam się w tym przekonaniu coraz bardziej. Nie ma powrotu. Nie ma teraźniejszości. Tylko przyszłość. Ale przyszłość bez planów? Sprzeczność. Absurd. Jedyne możliwe planowanie, to planowanie ogólne. Bez zbędnych szczegółów, które i tak z czasem rozpadną się zgniecione bezwzględną teraźniejszością. Nihilizm? Absolutnie!

Iść, nie leżeć, jak kiedyś, łąką umajoną, albo w błocie przez pastwiska. W promieniach słońca, w strugach deszczu. Ale iść – nie stać. Nawet na chwilę! Zatrzymać chaos na sekundę. Przyjrzeć mu się uważnie i pozwolić żyć własnym życiem. Nic nie zmieniać, chyba, że samego siebie.

Białe noce miłości, jak u Grudzińskiego, ale w reinterpretacji. Bezsenność z miłości. Redefiniować pojęcie miłości, czyli życia. Życia w stanie i poza nim. Setki definicji, każda przystaje do życia – tylko na rogach lekko się odkleja, jak plaster nikotynowy. Każda bazuje na schemacie, doświadczeniu. Odrzucić to, wyjść poza - nieliniowo. Krótka opowieść bez treści – codzienność. Chociaż jedno wartościowe słowo! Może nawet nie słowo, ale jego brzmienie. Nie byle jakie. Nie byle kogo. To konkretne. Może „a”, może „b”. Tak żeby rozsadzało. Nadało treść. Sens pojawi się z czasem. Tylko czekać – w ruchu.

Wyjść z szafy. Odwiesić znoszone ubrania. Kupić nowe, ale one też będą tylko osłoną. Czysta nagość, tzw. „gołe fakty”. Metafora szafy, często wykorzystywana przez ludzi, najczęściej nieświadomie. Oby mnie nie dotyczyła. A jeśli, to niech szafa spłonie, jak najszybciej.

Teraz tylko góry, góry, góry. Jutro o nałogu. Ale czy życie-miłość nie jest nałogiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz