wtorek, 13 grudnia 2011

Proza życia

Od dłuższego czasu  czytuję regularnie kilka rubryk w tygodnikach.  W Newsweeku – Hołownię, w Przekroju – Pilcha, w Tygodniku Powszechnym - Stasiuka i Bonieckiego. Każdy z nich w jakiś tam sposób jest współczesnym mistrzem słowa pisanego. Niektórzy jednak z czasem stają się miszczami. Z wielkim smutkiem zaglądam ostatnio do Tygodnika szukając tam kolejnego opowiadania Stasiuka – od trzech tygodni milczy. Może w Wołowcu śnieg już spadł, a on zwyczajem beskidzkich niedźwiedzi udał się na zimowy odpoczynek. Nie wiem. Z jeszcze większym smutkiem odłożyłem dzisiaj Przekrój, gdy zobaczyłem, że nie ma w nim Dziennika Pilcha! Za to jest jakiś komiks. Temu, co się stało? Też nie wiem. Wiem za to, że straciłem dużo dobrej literatury na ten tydzień.
                Jakiś czas temu postanowiłem zagłębić się w dłuższą formę pisaną przez Hołownię, którego cenię za wiele felietonów, aczkolwiek nie ze wszystkimi się zgadzam. Pożyczyłem „Bóg. Życie i twórczość”. Tytuł dobry, chwytliwy marketingowo. Parzę herbatę. Zapalam lampkę. Siadam. Czytam. I po kilku stronach zastanawiam się dlaczego nie zrobiłem sobie kawy. Oczy się zamykają. Pretensjonalny ton trochę podnosi ciśnienie. Czuję się jakbym czytał Dawkinsa, tylko takiego odwróconego do góry nogami, chrześcijańskiego. Jakby Hołownia miał, jako jedyny (!), wgląd w świat Transcendencji. TVN-owski mistyk.  Znawca Wszechrzeczy! Że książka niby specjalistyczna. Że wykształcenia teologicznego nie mam, to nie zrozumiem. Akurat Hołownia pisze raczej dla ludzi ze znikomym wykształceniem, w sensie, że prostym językiem. Trochę z przymusu, trochę dla siebie czytywałem Ojców Kościoła, i większość filozofów chrześcijańskich znam – specyfika uczelni. Mistycyzm żydowski czy hinduistyczny też, jakoś jest mi tam znany. Ale nie wyobrażam sobie żeby czytać więcej niż pięć, sześć stron dziennie tego jakże wszechwiedzącego miszcza. Skołatane nerwy leczę „Dziennikiem galernika” Kertesza. Leży zaraz przy łóżku. Felietony Hołowni czytuje z chęcią, są krótkie – nie zdążę się znudzić, ani zdenerwować.
                W czwartek kupiłem książkę ks. Bonieckiego „Lepiej palić fajkę, niż czarownice…”. Zbiór wcześniej publikowanych felietonów w Tygodniku Powszechnym. Krótkie teksty. Momentami brzmiące bardziej jak kazania. Wiele ciekawych problemów omawianych z dystansem. Szukając książki w Internecie, natknąłem się na komentarz, że Boniecki jest jakoby współczesnym mistykiem, i dlatego jest dla wielu niezrozumiały. Rozbawił mnie ten wpis, jak mało co ostatnio. Z mistycyzmem, przynajmniej w swoich publikacjach, to on ma tyle wspólnego, co ja z Pamelą Anderson. Może powinniśmy na lekcjach religii, w szkole średniej, czytywać chociaż fragmenty mistyków tj. Teresa z Avila, Jan od Krzyża, czy Grzegorz z Nysy. Może ludzie wiele by z tego nie zrozumieli, ale przynajmniej wiedzieliby czym jest mistycyzm.
                Za to wielką oniryką, nie mylić z mistycyzmem (!), są przesiąknięte teksty zarówno Stasiuka, jak i Pilcha. Pierwszy niejednokrotnie w swoich tekstach ukazuje prostą, wiejską wiarę, cudownie opisując zdanie po zdaniu, jak to wszystko wygląda, okiem inteligenta, a jednak swojaka. Odpływam za każdym razem, gdy zasiadam do jego lektury. Trafne, bystre komentarze są dopełnieniem, każdego poruszanego problemu. Drugi dopatruje się niezwykłych rzeczy, w zwykłym życiu szarych ludzi. Magia dzieje się na każdym kroku. Ale nie taka z Harrego Pottera. W naszym świecie nie trzeba różdżek, zaklęć, magicznych napojów. Wystarczy być bacznym obserwatorem, tego, co się dzieje wokół nas. Dla Pilcha magicznym napojem staje się wódka, różdżką pióro, a magicznym zaklęciem zwykłe przekleństwo. Świat zostaje odczarowany, a jednak jakiś taki inny. Tajemnica i przygoda tkwią w najprostszych rzeczach! Wystarczy chcieć, żeby po nie sięgnąć. Każde indywidualne życie układa się w najboleśniejszą, a zarazem najpiękniejszą prozę, na jaką ten świat nas skazuje.

1 komentarz:

  1. a mówiłem - nie bierz się do "Boga" Hołowni na początek ;]
    to książka, która ma zakotwiczenie w jego wcześniejszych pisemkach, dlatego na Twoim miejscu też pewnie uznałbym to ostatnie za miałki szit ;], gdybym nie czytał wcześniej miałkich, acz ożywczych perełek wylewanych w "monopolu" lub "tabletkach"
    dystans dystans dystans

    OdpowiedzUsuń