wtorek, 4 października 2011

Słowa gruchoczące szczęki

Ciroan chciał kiedyś stworzyć język, w którym słowa gruchotałyby szczęki. Swoimi aforyzmami uszkodził już nie jeden młody umysł nieumiejący zinterpretować tego, czego tak naprawdę nie da się zinterpretować. Jego myśli tak dobitne, a zarazem niesamowicie pokrętne, dają się odczytać na wiele sposobów. Czytając go dwa lata temu wydawało mi się, że docierałem do sedna myśli. Rok później, znajdowałem nowe dno. Teraz jeszcze inaczej na to patrzę. Piękne jest to, że można czytać Jego prace i za każdym razem jakoś inaczej je rozumieć. Nowego języka nie udało mu się stworzyć. Nie było takiej potrzeby. Ten język już istnieje. Jest to nasze codzienne milczenie. Te słowa gruchoczące szczęki są naszymi oczekiwaniami. Oczekiwaniami na słowa, których nigdy się nie doczekamy. Nic tak nie niszczy nas samych, jak pewne wyobrażenie, idealizacja.
Napisać książkę. O Hucie. Brudzie. Smrodzie. Alkoholizmie. O szczęściu. Miłości. Poezji. Wrzucić do jednego tygla panią sprzedającą maliny pod sklepem z profesorem dłubiącym w notatkach, w jakiejś przyszarzałej kawalerce. Pokazać dzielnicę taką jaka jest. Błoto. Dziury. Obszczane bramy. Parki. Alejki. Łąki. Osiedlowe krzyki tłumiące odgłosy Rachmaninowa dobiegające, gdzieś z jakiegoś okna. Przewodnik. Po barach. Pubach. Burdelach. Muzeach. Kościołach. Teatrach.
Nie stwarzać bohatera! Nie kreować świata. Nie dawać mu nic, ale też nic nie odbierać. Nie pisać o sensie życia, ani o jego braku. Nawet się nad tym nie zastanawiać! Nie planować. Budzić się rano i pisać, albo nie pisać. Powoli toczyć gówno i zobaczyć, co się do niego przyklei. Odrzucić moralizację. Pogrzebać etykę. Spuścić pointę w kiblu.
Życie jest zawsze jakimś sposobem życia. Uśmiercić bohatera. Powołać go na nowo do życia. I tak w kółko.  Wszyscy umieramy i rodzimy się wielokrotnie w ciągu jednego życia. Pozorna śmierć. Pozorne życie. Gruchotać szczęki milczeniem. Podpalać umysły słowami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz